Nie przegap

Igraszki z Jarosem, czyli czy Jacek Sutryk znów buduje swój klub?

2024-05-10, Autor: Arkadiusz Franas

Michał Jaros, szef dolnośląskiej PO, w niedługim czasie zaliczył dwie poważne porażki, a trzecia wisi w powietrzu. Bogdan Zdrojewski, który staje się nieformalnym liderem partii w regionie, twierdzi, że „nie będzie rozłamu w KO”. Tylko dlaczego przewodniczący klubu tej KO w Radzie Miejskiej wydaje oficjalne oświadczenia, iż wywodząca się z jego szeregów Agnieszka Rybczak została wybraną przewodniczącą Rady „przy wsparciu radnych Klubu Prawa i Sprawiedliwości i klubu Lewica”. I czy tylko ja miałem wrażenie, gdy patrzyłem na obrady pierwszej sesji Rady po wyborach, że oglądam „Igraszki z diabłem” Jana Drdy, a nie gremium samorządowców zatroskanych losem swego miasta

Reklama

 To nie jest tekst o tym, czy Agnieszka Rybczak będzie dobrą czy złą przewodniczącą Rady Miejskiej Wrocławia. Bo tego nie wiem. Sprawnie przejęła prowadzenie obrad od przewodniczącego seniora Tadeusza Grabarka. Przy okazji, to właśnie nestor w gronie rajców pokazał podczas tej przerywanej sesji, że aż dziwne, iż to nie on był kandydatem ma to stanowisko. Ale może nie chciał, może nie ma umocowania politycznego…

No właśnie, pytanie kto je ma? Przecież ta inauguracyjna sesja to miał być spacerek dla radnych KO, którzy w 37-osobowej radzie dysponują 23 mandatami. Od dawna się mówiło, że ich kandydatem na przewodniczącego jest Igor Wójcik, wieloletni dyrektor wrocławskiego Ośrodka Kultury i Sztuki.

Tylko, że okazało się iż większość to nie znaczy jedność, co już wcześniej pokazali radni PiS na Podlasiu czy w Małopolsce. W pierwszym głosowaniu Igor Wójcik otrzymał tylko 15 głosów poparcia i nie został przewodniczącym. I nie wiem czy on sam, bo podobnie jak i ja ma słabość do kultury naszych południowych sąsiadów, nie zaczął odnosić wrażenia, że to chyba już nie Rada Miejska a jakieś „Hrátky s čertem” Jana Drdy, które większość Polaków zna z doskonałej realizacji w Teatrze Telewizji jako „Igraszki z diabłem”.

Po ogłoszeniu wyników głosowania chciałoby się więc, za głównym bohaterem sztuki Marcinem Kabatem napadniętym przez zbója Sarka-Farkę, wygłosić kwestię:

„No to mi spadł kamień z serca. Bałem się już, że zaś będę miał jakieś nieporozumienie z gajowym. Ze zbójem to się przecie inaczej gada”.

Bo zaczęło się zbójowanie polityczne na całego. I szybko okazało się, że poplecznicy Michała Jarosa, którzy forsowali kandydaturę Wójcika, w przeciwieństwie do Marcina Kabata, na zbójowaniu to się mało znają. A udowodnili to dnia następnego, gdy przeprowadzono kolejne wybory na przewodniczącego Rady. Nie wiem na czym spędzili całą noc, zwłaszcza, gdy już było wiadomo, że ich koleżanka z klubu Ewa Wolak zgłosiła jako kandydatkę na przewodniczącą inną działaczkę PO - Agnieszkę Rybczak. Nie podejrzewam, aby ćwiczyli „pogłos”, ale może robili takie ćwiczenia motywacyjne „damy radę, dam radę”, bo chyba nie na negocjacjach z innymi członkami klubu i szukaniu kompromisowej kandydatury, ponieważ ponownie zgłosili Igora Wójcika. Chyba, że naiwnie uwierzyli zapewnieniom koleżanek i kolegów, którzy byli przeciwni tej kandydaturze, że jednak zmienili zdanie. Zwłaszcza, że nikt nie wycofał kandydatury Agnieszki Rybczak. No dobrze, może przekonali jedną osobę, bo w powtórnym głosowaniu Igor Wójcik dostał 16 głosów, a Agnieszka Rybczak -19.

Każdy kto obserwował głosowanie widział, że najbardziej całą sytuacją byli rozbawieni radni PiS, nieco mniej Lewicy, ale oni na ogół są smutni. Powód? Widzieli jako KO vel PO się nawzajem wycina. Bo dla nikogo specjalną tajemnicą nie było, że za tym zamieszaniem stała szefowa wrocławskich struktur PO Renata Granowska, którą Jaros pominął przy projektowaniu zarządu województwa, o czym jeszcze za chwilę, a przede wszystkim już przy wyborach do Sejmiku nie zaproponował jedynki na liście.

Ale nawet wtedy akolici Jarosa jeszcze nie zrozumieli, że wystawili się na pośmiewisko i Robert Leszczyński, szef klubu KO wystosował pisemne oficjalne oświadczenie, że „Agnieszka Rybczak nie była rekomendowaną kandydatką na Przewodniczącą Rady Miejskiej przez Klub Radnych Koalicji Obywatelskiej, tym samym została wybrana przy wsparciu radnych Klubu Prawa i Sprawiedliwości i klubu Lewica”.

No i co z tego. Nie ma czym się „chwalić”. Tym gorzej dla klubu KO, bo okazało się, że można wygrywać głosowania bez rekomendacji KO. Co niewątpliwie ucieszyło samego prezydenta Jacka Sutryka, który jako pierwszy pospieszył uradowany z gratulacjami i bukietem kwiatów do nowej przewodniczącej. Bo nie jest tajemnicą, że obecnie prezydent ma pewne poparcie tylko sześciu radnych. Jak wiadomo, wrocławska KO już podczas kampanii wyborczej głosiła, że niekoniecznie wspiera Jaka Sutryka, choć tak nakazał im Donald Tusk. I już na samym początku okazało się, że ta KO to mocno popękana, więc może jak i w poprzedniej kadencji Jacek Sutryk powolutku będzie budował swój klub radnych przejmując radnych niezadowolonych z rządów środowiska Michała Jarosa?

A oświadczenie szefa klubu wybrzmiało niczym skarga Belzebuba do Solfernusa z przywoływanych „Igraszek”: „Solfelnusie, powiedz muchom, zeby nie pscyły mi na nosie”.

Po całym zamieszaniu szybko głos zabrał Bogdan Zdrojewski, który powoli staje się nieformalnym liderem PO w naszym mieście, zwłaszcza gdy Michał Jaros przybrał pozę milczącego lidera i sporadycznie komentuje wszystkie zdarzenia.

- Nie będzie rozłamu w KO – orzekł Zdrojewski. - Agnieszka Rybczak to bardzo doświadczona i pracowita radna kilku kadencji. Była także wśród naszych kandydatów na szefa rady. Dziś zasłużyła i na gratulacje i trzymanie kciuków za pomyślną kadencję.

Zasłużyła. I pewnie rozłamu faktycznie nie będzie, bo frakcja Michała Jarosa jak już było powiedziane na zbójowaniu politycznym się nie zna i nie stać ich na rozłam. Co pokazali także przed wyborami prezydenta Wrocławia, gdy ich lider chciał walczyć o fotel prezydenta, ale tym razem pokonała go frakcja sprzyjająca Jackowi Sutrykowi.

Teraz przez Michałem Jarosem trzecia próba, czyli walka o fotel marszałka województwa dolnośląskiego. Miał nim zostać kilka dni temu, ale podczas pierwszej sesji Sejmiku nawet nie podjął tej próby. Po pierwsze dlatego, że nie ma dogadanego koalicjanta czyli Trzeciej Drogi. Ale to pikuś, znowu tarcia wewnątrz samego PO, która mimo oficjalnego poparcia zarządu regionu udzielonego Jarosowi nie bardzo chce go na tym stanowisku. Dokładniej, radni PO/KO, którzy zasiadają w Sejmiku. O co idzie? Znają Państwo odpowiedź, o to co zawsze. Poza tym, kilku innych polityków tej partii doskonale siebie też widzi na tym fotelu ze wspomnianą Renatą Granowską na czele, która już wiele tygodni temu była wymieniana jako jedna z kandydatek ma marszałka Dolnego Śląska i zapewne jeszcze nie zrezygnowała. Potem była przymierzana do innej roli w zarządzie województwa, ale nie przez Jarosa, który jej tam nie widział w swych projektach. Zresztą z walki o fotel marszałka nie zrezygnowali także inni politycy PO.

Roman Szełemej, prezydent Walbrzycha, jeden z najzacieklejszych przeciwników Michała Jarosa opublikował pod zdjęciem z zaprzysiężenia prezydenta Jeleniej Góry Jerzego Łużniaka, na którym stoi także Jacek Sutryk, taki podpis: Wygrywamy! A to jeszcze nie koniec!

Co autor miał na myśli, można się tylko domyślać, ponieważ trzeba pamiętać, że i prezydent Wałbrzycha zawsze marzył o zostaniu marszałkiem. A na zbójowaniu trochę się zna…

Pytanie tylko kiedy nastąpi ten koniec, jaki on będzie i czy tylko skończy się na igraszkach. Czy nie daj Boże na finał tej batalii nie zaczną mi się przypominać sceny nie z czeskiej komedii, a z „Lśnienia” czy „Egzorcysty”. A horrorów nie lubię. Nie tylko w kinie.

 

 

Oceń publikację: + 1 + 30 - 1 - 5

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.